poniedziałek, 7 września 2009

"It would have been very uncivil of me to let you make such a long trip for nothing"

Powiedzialy do mnie Indie.

Ustami Mohandasa Karamchanda Gandhiego ;).

niedziela, 6 września 2009

W domu juz


Kilka ostatnich wspomnien z Kalkuty. Oblegana przez pielgrzymow swiatynia Kali, gdzie w ofierze dla Czarnej Matki skladane sa kozy. Dlugim, zakrzywionym nozem kaplan ucina im glowy. Tuz obok spokojnie spi pies.
Waskie uliczki za hala targowa, ktorymi biegaja tragarze rozladowujacy ciezarowki.




Sloneczne popoludnie w New Delhi i ostatni spacer Rajpath, coraz blizej zmierzchu. Twarza w zachodzace slonce. Ku Zachodowi ;).

środa, 2 września 2009

Ulice Kalkuty

Wlocze sie po znajomych juz ulicach i pod nosem cicho klne. Na wykrecajace uszy wycie klaksonow, na chodnikow czesciej brak niz obecnosc, na przemykajace w ciemnosci karaluchy wielkosci myszy (a propos karaluchow: wczoraj jedzac sniadanie musialem poprosic o druga lyzke. Nie bede przeciez polowal na biegajace po stole owady lyzka, ktora jem smaczne mix vegetable ;) ), na siedzacych przy sklepach zebrakow chwytajacych raczej za nogi niz za serce.

Chodze i pod nosem cicho klne, ale wiem, ze przeciez za dni kilka, w sterylnie czystej Warszawie, tego mi wlasnie zabraknie. Nikt nie bedzie sie za mna ogladal na ulicy, nikt nie zapyta, czy aby nie potrzebuje jutro taksowki na lotnisko, albo czy nie zechce obejrzec szali w jego sklepie "i wcale nic nie musze kupowac". Powstana z martwych zasady ruchu drogowego, czyste bedzie czyste znaczylo, nie uslysze glosnego, przeciaglego charkania przy sasiednim stoliku w restauracji.
Wiec ciesze sie jeszcze stertami smieci na ulicach, jem masala dose z talerza umytego w niewiele od niego wiekszej misce z woda, w ktorej od rana umyto juz 104 takie talerze i bez drgniecia powieki odmawiam zebraczce 10 rupii "na mleko dla mojego synka".

Wczoraj minal 80 dzien podrozy. Pisze sie wlasnie jej ostatni rozdzial.

wtorek, 1 września 2009

Happy Valley Tea Estate




Plantacja herbaty na stokach ponizej Darjeeling. Powstala w 1854, na wskazujacych droge bilbordach chwali sie zaopatrywaniem londynskiego Harrodsa.
Mila wycieczka w pachnace krzaki ;)

Ilustrowany przepis na herbate w 8 prostych krokach:
1. zbierz z krzaczka. uwaga, najwazniejsze: z calego, wielkiego krzaka zbieramy tylko 3 pierwsze listki (lub w wersji de luxe tylko jeden listek, ten nierozwiniety). zebrane listki wrzuc do kosza na plecach. wrzucasz tak caly dzien. dostajesz za to 53rs (podobno).

2. zebrane listki przenies do 'fabryki' i wysyp na siatki wyscielajace dlugie koryta. uruchom przeplyw cieplego powietrza pod siatkami. czekaj 18 godzin.

3. wysuszone material przenies do maszyny zwijajacej listki. zwijaj przez 40 minut.

4. zwiniety material przenies do maszyny sortujacej listki (takie sita wibracyjne). oddziel poszczegolne frakcje.
5. wybrana frakcje uluz starannie na podwyzszeniach wylozonych kafelkami. otworz okna w fabryce. swieze powietrze rozpocznie proces fermentacji. fermentuj 3 godziny (tylko 3 godziny!).
6. czarne listki umiesc w superspecjalnej stuletniej maszynie do suszenia. susz wedlug programu (zapomnialem jak dlugo).

7. wysyp wszystko na podloge (wylozona bialymi kafelkami). dokonaj selekcji.

8. zapakuj i sprzedaj do Harrodsa. lub zaparz sobie herbatke.


najlepiej lezac pod krzaczkiem ;) smacznego

niedziela, 30 sierpnia 2009

OS X

W zoo bylem w Darjeeling. Dokladniej mowiac w Padmaja Naidu Himalayan Zoological Park.
Widzialem je pokolei. W klatkach obok siebie.
Widzialem Tigera 10.4
Widzialem Leoparda 10.5

I widzialem tez, Panie, Panowie (nie wiem, czy polska premiera juz byla, jesli nie, to bylem pierwszy!), widzialem tez... Snow Leoparda!!!

Oto on (dokladniej, oto ona):



ps. dziekuje pracownikom zoo w darjeeling za mozliwosc kontaktu ze zwierzetami 'oko w oko'. takie mile kotki ;)

Gorkhaland

Juz w Darjeeling jestem. Tu naprawde rosnie herbata (podobno rosnie tez w Assam, ale przejechalem pol stanu i widzialem tylko ogromne pola ryzu. no moze gdzies tam ukryte w pomiedzy drzewkami herbaciane krzewy).

Gurkowie walcza o autonomie. Chca powstania Gorkhalandu. W Assam o autonomie walcza Bodo - chca Bodolandu. Dla mnie skutkuje to wylaczonym od kilku dni telefonem. Dzielny rzad Indii blokuje roaming wszystkich kart. Lokalne (znaczy indyjskie) tez nie dzialaja. Trzeba w kazdym stanie kupowac nowy SIM (zdjecie, miejsce stalego zamieszkania w Indiach i takie tam).

Bodo postawili na partyzantke. W Assam wzdloz drog zolnierze w pelnym bojowym rynsztunku. W pociagach po nocach sprawdzaja pasazerow i ich bagaze.
Gurkowie (tak, ci Gorkowie od piechoty i od nozy kukri, przed ktorymi drzy caly swiat) postawili na pokojowe rozwiazania. Akcja informacyjna z duzym rozmachem - hasla i postulaty (po angielsku, wielkie plakaty) wypelniaja cale miasto. Takie to Indie.

stanu jeszcze nie ma, ale chlopcy juz sobie rejestracje robia (powinno zaczynac sie od WB - West Bengal)


najprosciej tu dojechac taka piekna mahindra

PS zajadam sie caly dzien serem churpi. polecam zdecydowanie, zamiast gumy do zucia.
info tutaj

piątek, 28 sierpnia 2009

Khasi Hills - zdjec kilka

Mialy byc i sa ;)

Doubledecker - jeden z 'zyjacych mostow', jedyny taki na swiecie ;).


Khasi, co miod w lesie zbiera, a koty mu domu pilnuja.


Chmury w dzien sloneczny (pada zazwyczaj w nocy)


cotygodniowy targ w Sohra





Bangladesz w oddali


klify


tu spalem - polecam!!!


Odwieczne pytanie - czy zachod slonca moze byc kiczem? (widok z krzeselka przed 'osrodkiem').


i na zakonczenie powrot helikiem do cywilizacji (pelna kultura, cukierki i woda)